"Skutecznie promujemy wolność"

EN

Uwolnienie zawodów regulowanych – szansa czy zagrożenie?

Tam, gdzie obywatele mają wolny dostęp do źródeł dochodu - rządy są uczciwe, a społeczeństwo wolne i sprawiedliwe.

Tam, gdzie kapryśna i uznaniowa władza decyduje o tym, kto i w jaki sposób może zarabiać lub poszczególne grupy zawodowe decydują, kto może wykonywać ich zawód - obywatele dostają gorszą i droższą usługę, a społeczeństwo dzieli się na grupy zawodowe, wyszarpujące od władzy przywileje na swoją korzyść i szkodę ogółu.

Poszczególne grupy zawodowe domagające się przywilejów tłumaczą, że ograniczenia w dostępie do ich zawodu służą dobru konsumenta. Jednak nie jest jeszcze znany przypadek konsumentów domagających się ograniczenia dostępu do zawodów. Wprost przeciwnie, liczne badania pokazują, że obywatele-konsumenci tracą na tym, że niektóre grupy zawodowe zdobywają nieuzasadnione przywileje.

Badania regulacji zawodu elektryka z USA pokazują, że w tych stanach, gdzie jest bardziej restrykcyjny dostęp do zawodu elektryka, więcej obywateli ginie od porażenia prądem – większe restrykcje w dostępie do zawodu powodują wzrost cen usług elektrycznych i kuszą obywateli do samodzielnych napraw urządzeń i instalacji elektrycznych.

Polska jest jednym z tych państw, które najchętniej ograniczają dostęp do wielu zawodów. Wiele badań pokazuje, że ograniczamy dostęp młodych ludzi zaczynających pracę do większej ilości zawodów i czynimy to surowiej niż w innych państwach.

Co prawda, trwa u nas od pewnego czasu dyskusja o ułatwieniu dostępu do niektórych zawodów. Ale do znacznego uwolnienia zawodów jest długa i wyboista droga.

Na razie wygląda to tak, że minister Jarosław Gowin obiecuje, wbrew głośnym protestom, znieść nieistotny egzamin dla taksówkarzy z topografii miasta – a w tym samym czasie jego koledzy z rządu likwidują „przewozy osobowe”, czyli zakazują kilkudziesięciu tysiącom osób, nie będących taksówkarzami, przewożenie ludzi za opłatą. Skutek dla konsumentów jest taki, że w skali Polski zniknęło z rynku kilkadziesiąt tysięcy samochodów odpłatnie przewożących ludzi po polskich miastach, a mamy obietnice tego, że za jakiś czas, jeśli minister Gowin się nie ugnie, by zostać taksówkarzem nie trzeba będzie zdawać egzaminu ze znajomości mapy miasta. Egzaminu, który w erze samochodowych elektronicznych map połączonych z GPS, jest przeżytkiem.

Paweł Dobrowolski